Darmowa, zdrowa klimatyzacja na mojej Zielonej Ziemi.

Tekst
Blog|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog|Terapeutka Gaja
Leśny wojownik a willa z bieszczadzkich łąk.

Odkąd pamiętam kocham lasy, choć kilkanaście lat temu bardziej odpowiadały mi otwarte przestrzenie w górach oraz ukwiecone wiosenne i letnie łąki. Cudownie czułam się w takich otwartych miejscach gdzie oddychałam pełną piersią. Lasy i puszcze kochałam ale inaczej, mniej impulsywnie.  Za to do łąk, dolin i niezalesionych wzgórz pałałam pewnego rodzaju nieokiełznaną namiętnością. Po latach zrozumiałam, że korespondowało to z moją potrzebą zyskiwania przestrzeni życiowej w ogóle. Im więcej dostawałam od przyrody otwartego miejsca, im bardziej żywioł przestrzeni oddychał dla mnie, tym większe porządki we mnie zachodziły i odkrywałam w sobie nowe potencjały a ponieważ było we mnie wiele chaosu, bałaganu i dużo kompulsywnych, energicznych zachowań, otwarta przestrzeń łagodziła moje potrzeby, łagodziła mnie samą i moje nastawienie do życia oraz do samej siebie czyniąc mnie zwyczajnie subtelniejszą. Mogę więc śmiało powiedzieć, że otwartość Gai, skierowała moją uwagę na żeński aspekt we mnie, na moją kobiecość.

To się zmieniło i dzisiaj na równi cenię sobie jedną i drugą przestrzeń, które wzajemnie pięknie się dopełniają. Upraszczając dla mnie samej las stał się kwintesencją moich spotkań z męską energią we mnie a łąki, wzgórza i doliny (otwarte przestrzenie) to moja dzika, nieokiełznana, twórcza kobieca natura. „Męski” las zaprosił mnie ponad dziesięć lat temu do poznawania nocy i ciemności pośród drzew. I tak „męska ja” chodziłam samotnie po bieszczadzkich lasach nocą i jak wojownik zbierałam kolejne trofea doświadczeń. To były doświadczenia ze strachem, badaniem gdzie się zaczyna a gdzie kończy, czym on jest i kto go stwarza we mnie. Spotkania z dzikimi bieszczadzkimi zwierzętami to też moje doświadczenia wojownika i bohatera. Łącząc tę leśną, męską historię z efemerycznym i kobiecym doświadczaniem stworzyłam niejako siebie na nowo. Kobieca energia kwitnących łąk, wicia wianków, zbierania ziół i kwiatów była i jest bezpieczna i kojąca w przeciwieństwie do czujnej postawy mężczyzny wojownika we mnie. Możliwość  przygotowywania naparów w domowym, bezpiecznym zaciszu, podziwianie zerwanych kwiatów, suszenie jadalnych płatków stała się kwintesencją kobiecości. Mogłam z czystym sumieniem pobawić się w bycie wiedźmą, gospodynią, szamanką i willą.

Najcudowniejszym doświadczeniem jest długi spacer przez gęsty las, wspinanie się w górę, obserwowanie jak z mieszanego Jodłowo – świerkowego – zmienia się w stary, bukowy i majestatyczny las. A gdzieś w jego środku, magnetyczna siła pcha mnie w kierunku światła. I wówczas odkrywam magiczną polanę – ukwieconą łąkę otoczoną zewsząd starymi, pięknymi, mądrymi bukami.

Tak się złożyło, że akurat na czas największych upałów, opuściłam moje piękne Bieszczady i jestem w mieście. Betonowa pustynia warszawska przywitała mnie upałem i bratem deszczu. O ile w tych częściach miasta, gdzie nielogicznie i z rozpędu rozlano tony cementu i wyłożono kostkę brukową pozostawiając zbyt mało miejsca na trawę i drzewa, upał odczuwa się bardzo mocno, to można znaleźć przepiękne, zalesione miejsca i dzikie trawniki, których trawa na szczęście nie jest skoszona.

W ten sposób, w naturalnym środowisku gromadzona jest woda przez rośliny i drzewa a dla mnie od lat to najlepsze i bezpłatne klimatyzatory jakie możemy sobie zafundować. W dodatku są ciche, piękne, pachnące i bardzo zdrowe w przeciwieństwie do technologii człowieka. W ostatnich dniach obserwowałam jak Warszawiacy uciekali przed upałami nad wodę gdziekolwiek tylko aby było mokro i aby można było się zanurzyć uciekając od gorąca. Chyba po raz pierwszy słyszałam tak wiele próśb o deszcz i burzę a gdy taka pojawiła się po tygodniu w środku nocy, to pomimo gromów spadających z nieba, wszędzie słychać było radość ludzi z powodu deszczu. Przyzwyczajona jestem, że od niepamiętnych czasów rolnicy, sądownicy i ludzie mieszkający na wsi (od kilkunastu lat również ja), cieszymy się z powodu deszczu i dziękujemy za niego. Mam w domu nawet kij deszczowy do muzycznego przywoływania deszczu.
Tym razem nawet mieszkańcy miast prosili, niemal błagali o deszcz i o burzę a temat meterologiczny przewijał się w przypadkowych rozmowach częściej, niż zwykle.

Obserwując nawyki i zachowania mieszkańców Warszawy a przynajmniej niektórych jej dzielnic, z zaskoczeniem odkryłam, że mało osób zdaje sobie sprawę, jakim błogosławieństwem są parki, skwery, dzikie zagajniki i lasy. Dla mnie mikroklimat panujący w lesie jest niezwykły i jest antidotum na każdy skwar lejący się z nieba. Las nawet najmniejszy zagajnik w swojej mądrości i inteligencji to forma doskonała sama w sobie. Nie należy zapominać, że lasy regulują obieg wody w przyrodzie, Zdolności lasu do magazynowania wody i jej podziemnego obiegu są niezwykłe. Dzięki temu zapobiega się powodziom. Jednym słowem chcemy mniej powodzi, ma być więcej lasów. Te mądre i piękne istoty pochłaniają pył i zanieczyszczenia powietrza, żywią się nimi niejako i przetwarzają je oddając nam czysty tlen. Jakaż inna istota na tej planecie jest w stanie karmić się ludzkimi odpadami a z wdzięczności oddawać nam czyste, nieskażone powietrze? Bądźmy za to wdzięczni.

Lasy to dla mnie cudowne i bardzo skuteczne klimatyzatory. Darmowe, ekologiczne, inteligentne, samoregulujące – niezwykła technologia Gai. Mikroklimat tutaj panujący jest idealny. Działa wspaniale na skórę, włosy, na nasze płuca i serce zarówno to anatomiczne jak i energetyczne. Lasy latem zielone, soczyste z drzewami pełnymi liści tworzą parasole chroniące nas przed słońcem i deszczem i podarowują nam wodę, która wchłaniania jest przez skórę.

Ja sama gaszę pragnienie przez sam fakt obcowania z zielenią lasu. Czyż to nie jest cudowne?

 

Tę wdzięczność możemy okazać poprzez spacery w lesie, szacunek do tej przestrzeni (chociażby zwykłe sprzątanie po sobie i po innych śmieci), uczenie dzieci szacunku do przyrody. Kilka dni temu w jeden z tych gorących dni poszłam z 5 letnią dziewczynką do lasu. W słońcu było chyba z 38 st, C. W lesie przywitał nas miły chłód i lekka wilgoć. Pokazałam tej małej istotce jak przyjemnie jest przytulać się do drzew, jakie to miłe uczucie i terapeutyczne móc wsłuchać się w bijące serca drzewa i połączyć się z nim. To był maleńki, miejski zagajnik, ale w oczach tej maleńkiej istotki była to ogromna dżungla w tysiącami ścieżek. Przykucnęłam aby móc spojrzeć na otaczające mnie cuda jej maleńkimi, ufnymi oczkami. Za każdym razem gdy stawałyśmy na rozstaju dróg, pytałam Oleńki, którędy chce iść. Ona wybierała ścieżkę i razem szłyśmy. Dzięki niej mogłam eksplorować tę przestrzeń na nowo, z dziecięcą radością i ekscytacja a ja jej mogłam podarować ufność i poczucie bezpieczeństwa. Połączyła nas ta sama pasja – ukochanie przyrody. Ona lat pięć powiedziała mi, że najbardziej lubi bawić się na zewnątrz, ja lat czterdzieści osiem powiedziałam jej dokładnie to samo, że gdy tylko mogę to pracuję na zewnątrz pod drzewem, nad rzeką, na łące, przed domem. Jedynie burza z błyskawicami jest w stanie skłonić mnie do powrotu do domu.

Będąc tutaj w stolicy z moimi bliskimi, każdą wolną chwilę wykorzystuję aby wyjść do pobliskiego zagajnika lub nad Wisłę. Mikroklimat panujący tutaj jest bardzo komfortowy i przypomina mój bieszczadzki dom choć w wersji krajobrazowej Mazowsza, bo zapach świerków zamienił się zapach sosen a bieszczadzka glina na sypki piasek z duża ilością pachnącego igliwia. Na koniec tego pięknego słonecznego dnia, chcę wyrazić swoją ogromną wdzięczność za istnienie lasów i drzew  na naszej pięknej, zielonej planecie. Mam też nadzieję, że trwające upały skłonią ludzi zajmujących się urbanistyką i architekturą do doceniania dzikich, terenów zielonych – niekoszonych traw zatrzymujących wilgoć i tworzących dom dla wielu stworzeń oraz krzewów – dla motyli i drzew dla ptaków i nas ludzi – bo to najcudowniejsze parasole nad naszymi głowami. Nic i nikt nie jest w stanie nas tak chronić przed deszczem i słońcem jak piękne, duże drzewa. I to są prawdziwe, żywe, inteligentne darmowe, zdrowe klimatyzatory> to najlepsza technologia Matki Gai. Korzystajmy z niej. Rozmyślajmy budując nowe domy, bloki i osiedla o zieleni dookoła nas zwłaszcza o drzewach, skwerach, parkach i dzikich, nieuregulowanych zagajnikach gdzie trawa i pożyteczne chwasty (bo wszystkie są pożyteczne) rosną w swoim tempie stanowiąc schronienie, dom a czasem pożywienie dla innych zwierząt począwszy od chrabąszczy, płazów, gadów, pozwalając pszczołom i motylom pracować a większym zwierzętom odpoczywać w cieniu traw. Nie patrzmy na wszystko oczami egoistycznego homo sapiens, ale spójrzmy na naszą planetę z perspektywy maleńkich, pełzających istot, które zazwyczaj znikają pod podeszwami ludzkich butów. Połóżmy się na ziemi i spójrzmy w niebo w konary drzew. Ujrzymy i usłyszymy setki ptaków, dzięki którym dzisiaj latamy samolotami bo gdyby nie one nie wpadlibyśmy na ten genialny pomysł unoszenia się w chmurach. Leżąc na trawie lub leśnej ściółce, zamknijmy oczy i posłuchajmy brzęczenia pszczół, dzięki którym mamy owoce i inne plony. Natura w swej mądrości połączyła pracowitość pszczół i chęć zapylania roślin (poprzez przenoszenie nektaru kwiatów z jednego na drugi) i potrzebę rozmnażania się roślin a uprawy roślin jadalnych przez człowieka. Korzystamy z tego na co dzień. Las to źródło świeżego powietrza, wilgoci, zapasowy zbiornik wody i pełna spokoju energia przeszłych i przyszłych pokoleń ludzi i innych istot bo drzewa pamiętają wszystko co było przed nami. To budka telefoniczna łącząca nas z naszym prawdziwym Ja. Wystarczy przyłożyć ucho i słuchać co ma nam do powiedzenia.

Kochajmy je, kochajmy lasy i dbajmy o nie. Sadźmy drzewa. A gdy miną upały, nie zapominajmy o niezwyklej roli, jaką lasy spełniają w naszym życiu. Z wdzięcznością za moją przyjaźń z Drzewami – istotami pełnymi mądrości.

Bosonoga Eyra, Warszawa, 3 lipca 2022r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Przystosowanie
Następny wpis
Słowianka w wielkim mieście celebruje życie, które nadal jest.