Unani…..podróż do Persji

Tekst
Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog

A dzisiejszą noc spędziłam pośród Indian nieznanego mi plemienia. Choć jakiś czas później dowiedziałam się, że nie byli to Indianie ale średniowieczny lud perski. Przekazywali mi prastarą wiedzę swoich przodków. Dopuścili mnie do ceremonii prowadzonych przez starszyznę plemienną. Podczas bardzo krótkiej wizyty, nauczono mnie wszystkich technik leczniczych i wiedzy duchowej, jaką mieszkańcy tego plemienia posiadali. Mają oni bardzo silne połączenie z przyrodą i ogromny szacunek do niej i do żywiołów. Zostałam przez nich zaproszona do tego kręgu aby po powrocie na Ziemię, z większą żarliwością szerzyć idee powrotu do Natury. Pokazano mi jak materialnie i namacalnie jesteśmy połączeni z roślinami, kamieniami, wodą, powietrzem, przestworzami i oczywiście Ziemią oraz ogniem. Obudziłam się z jednym słowem, które natychmiast zapisałam. Brzmiało ono „unani”. Ponownie zasnęłam. Gdy wstałam niewiele już pamiętałam ze snu, ale pozostało to nieznane i obco brzmiące słowo. Sprawdziłam, że kryje się po dnim prastara porównywalna do Ayurwedy medycyna persko – arabsko indyjska.



Jej początki pochodzą jeszcze ze starożytnej Grecji, z czasów Hipokratesa. Rozwinęła się bardziej na terenie Persji i w krajach arabskich w średniowieczu. I stamtąd trafiła ponoć do Indii. Opiera się o 4 Akhlat – esencje humoralne: Dam (krew), Balgham (flegma), Safra (żółć), Tetra (czarna żółć). Gdy te cztery esencje są w równowadze, wówczas organizm ludzki jest zdrowy. Ponadto unani wskazuje jeszcze siedem podstawowych komponentów: 1. Arkan (elements), 2. Mizaj (temperament) 3Akhlaat (humors) 4. Aaza (organs), 5. Arwah (vital forces or spirits 6. Quwa (faculties) 7. Afaal (functions).

Uczelnie wyższe, które kształcą lekarzy w systemu unani, znajdują się dzisiaj w Indiach, Pakistanie i Iranie. Pośród najbardziej popularnych metod leczenia są : aromaterapia, bańki i masaże bańkami. Oczywiście ten stary system zawiera dziesiątki tysięcy zielarskich receptur. Medycyna arabska od dawien dawna, stosowała zioła, detoksykację, leczenie odpowiednim jedzeniem. Za leki uważano szafran, czarnuszkę, mango i wiele wiele innych ziół i preparatów. Wiedza medycyny unani jest ogromna choć tak mało znana w Europie. Szczerze mówiąc, gdyby we śnie nie przyszli do mnie Persowie i nie zaprosili do swego kręgu, nie wiem, czy kiedykolwiek bym zainteresowała się tą prastarą medycyną.
Jest to dla mnie ponadto jeszcze jeden dowód na to, jak bardzo jesteśmy połączeni. Jak blisko siebie są: medycyna chińska, ajurwedyjska, arabska i europejska. Zamiast szukać różnic, warto znajdować w każdej z nich to, co dla nas najlepsze.
Cudownych poszukiwań życzę na jawie i we śnie, we wszystkich wymiarach i czasoprzestrzeniach.
Obudziłam się dzisiaj rankiem aby móc zapisać to słowo, którego znaczenia mój umysł nie znał. Po raz kolejny we śnie otrzymałam nową wiedzę.
Ostatnie noce są dla mnie dość „pracowite”.
Kilka dni po powrocie z Kanarów, odwiedziłam nocą La Olivę z przeszłości, kwitnącą, pełną mocy, ówczesną stolicę Fuertaventury. Było to jakieś czterysta lat wstecz. Zostałam zaproszona przez tutejsze wiedźmy do jednej z ich ceremonii. Był to zwyczajny rytuał podobny do tych, które stosują Indianie Ameryki Płn łącząc się ze swoimi przodkami oraz nawiązujący szybszą łączność ze sobą.
W tym realnym życiu nie sięgałam nigdy po środki ani rytuały przyspieszające mój proces rozwoju. I choć wiele z nich wydawało mi się intrygujące, nie czułam potrzeby przyspieszenia niczego. Zawsze gdzieś podświadomie czułam, że dostaję dokładnie to, na co jestem gotowa i jest idealnie jak jest. W tym śnie w kręgu kamiennego domu z maleńkimi oknami było nas kilka osób, w tym moi bliscy. Jedna z kanaryjskich wiedźm wypowiedziała zdanie w archaicznym języku, którego jednak tutaj nie przytoczę.….Po wypowiedzeniu tego zdania, gdy zamknęłam oczy, natychmiast przeniosłam się do innego wymiaru, do równoległej przestrzeni, wypełnionej dobrem, miłością i współczuciem.. Przeżycie było pełne nadziemskiej, dobrej energii. Obudziłam się świeża, wypoczęta i lekka.\
Następnej nocy po raz kolejny latałam nad Hawajami. Wszystkie wyspy były niezwykle zielone. Po kolei rozpoznawałam niektóre rośliny i drzewa. Część wulkanów była mi znana tak bardzo jakbym kolejny raz wracała do swego domu. W jednym z wulkanów, trwała erupcja. Lawa wydostawała się z niego na zewnątrz, ale zalewała tylko niewielkie pola i skaliste pustynię w obrębie kilku kilometrów wokół krateru. Już na jawie, z relacji znajomej mi osoby z Hawajów, dowiedziałam się, że właśnie na wyspie Hawai wybuchł wulkan Kilauea (21 grudnia). Poniższe zdjęcia pochodzą z tej właśnie, ostatniej erupcji.

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Czuć prawdziwie
Następny wpis
Bus do podróży małych i dużych. Historia pewnego breloczka.