Neutralna szaroburość – cud doświadczania prawdy

Blog|Ciemność|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nasze czworonogi|Nowy Blog|Terapeutka Gaja

SZARO – BURE ŻYCIE _ CUDOWNE ŻYCIE. Zwyczajny spacer z psiakiem może stać się nadzwyczajnym jeśli go takim uczynię. Dajemy sobie czas aby pooddychać głęboko i długo, aby pochylić się i dotknąć ziemi, zauważyc niespodziewane cuda natury lutowej wiosny, spojrzeć w górę na chmury, posłuchać szumu rzeki, której tempo jest szybsze, niż latem bo jeszcze niedawno kry na Sanie ocierały się o siebie. To idealny czas na wejście w swój spokój. Natura to umożliwia bo zamiast ferii barw w przyrodzie dominuje sepia, brąz, szarości. Te melancholijne barwy też są swiatu potrzebne: zarówno Gai aby mogła odpocząć od pośpiechu rozkwitania, rozmnażania się, naszego zachwytu nad nia i ciągłego ruchu jak i nam ludziom abyśmy w miejsce ruchu, kreacji, projektowania albo uzdrawiania czy naprawiania swojego życia po prostu sobie pobyli Ze sobą. Pobyć ze sobą w zgodzie tego co jest i jakim jest, z naszymi szarościami, brązami, sepiami duszy. Moja dusza lubi sprane kolory ziemi, wypłowiałe od słońca szorstkie kamienie, suche trawy, bure kolory gałązek wierzbowych. W takich właśnie kolorach przegląda się cała moja neutralność. Nie biegnę przed siebie aby stać się całą jaskrawością i kolorową ekspresją zadziwiać świat, nie chowam się też w czerni ciemności wycofując się do mego własnego cienia i do przeszłości. Nie analizuje swojego strachu ani gniewu, nie tryskam ogromną energią ale zwyczajnie jak mu psiak Dara pozwalam sobie na zwyczajność, szaroburosc, która mnie wewnętrznie, po cichu zachwyca i w tym sepiowym, milczącym zachwycie tarzaja się w ziemi obie: moja stara dusza i ona Dara a tuż obok mnie nieustannie On Pavol 🙂…życzę Wam ogromnej satysfakcji ze zwyczajności i odnajdywania cudów w codzienności…są wszędzie oj… wszędzie

 

Reprezentację szaroburości w nas najłatwiej znaleźć w przyrodzie dookoła nas w miesiącach takich jak listopad, czy marzec albo kwiecień. Już albo jeszcze nie ma liści na drzewach, przyroda zapada w sen, nie ma kwiatów ani zieleni. Po co nam ta szaroburość? Dla mnie to metafora mojej wewnętrznej neutralności, mojego centrum.

W kolorach sepii późnej jesieni albo wczesnej wiosny możemy odnaleźć łatwo swoje centrum, punkt swojej równowagi zarówno w ciele fizycznym jak i w głowie. Umysł lubi narzekać i mówić, że właśnie jest smutno, melancholijnie, pada deszcz a mi się nic nie chce. Umysł chętnie podpowie nam jakąś wymówkę abyśmy nie czuli się ze sobą dobrze np. „jesteś połączona z naturą, nie ma słońca więc Ty nie masz energii”. Po części dla niektórych osób może to być prawda, ale w rzeczywistości to wymówka aby nie zrobić dla siebie czegoś dobrego. Odkryłam, że przesilenie wiosenne i jesienne oraz pojedyncze epizody w przyrodzie (jak teraz) bez śniegu, jeszcze bez zieleni, służą lepszemu rozpoznaniu swojego stanu neutralności.

Czym on jest? To przestrzeń bez planowania, bez działania, to miejsce gdzie nie ma potrzeby się radować, ekscytować, wzniecać płomienia miłości czy tworzenia. To wymiar, gdzie nie wchodzi się w swój mrok, wyparte emocje, traumy, ból. To rodzaj pustki, w której nie tyle niczego nie czujemy co bardziej stajemy się obserwatorami samych siebie i tego co dookoła nas. To nie do końca puste płótno, bo ono jest już zabarwione naszymi narodzinami, ubrane i ograniczone przez fizyczne ciało, w którym zamieszkaliśmy. Dla mnie to płótno ma już kolor symbolicznie lekko szary albo w kolorze sepii. Zwyczajem ziemskich komplesów zwykliśmy nazywać te kolory brzydkimi, nijakimi, wyblakłymi. Jednak w przyrodzie one występują i mają swój głęboki sens. Zwierzęta, których umaszczenie jest brązowo miedziane to często jaszczurki, węże ale też i lisy, zające, niedźwiedzie. Taka barwa pozwala im stać się niewidzialnym, ochronić przed intruzami, którzy mieliby zakłócać ich spokój, przed atakiem drapieżników.

My możemy ucząc się od natury, przywdziewać kolory ziemi i przyciągać je do swojego życia podobnie maskując się, wycofywać do wewnątrz, do środka naszych serc.

Jak my ludzie mamy się uczyć od natury w takich chwilach przejść? To idealny czas na wyciszenie, na sen, odpoczynek, nicnierobienie a jeśli to niemożliwe to przynajmniej na zachowanie wewnętrznego stanu spokoju, na dawkowanie sobie w niewielkich ilościach nudy (to nieprawda, że jest zarezerwowana tylko dla dzieci, to zaszczyt od życia jeśli dorosły wypowie zdanie :”nudzę się” – nie mylić ze zdaniem „nie chce mi się żyć”).

Gdy natura śpi, my też mamy szansę na dłuższy odpoczynek, zwolnienie tempa. Jestem niesłychanie wdzięczna Życiu, że mnie poprowadziło w Bieszczady i do branży turystycznej, która tutaj akurat jest skorelowana wprost proporcjonalnie do pór roku i wypełniających ich energii.  Wiosna – rozpędzamy się, budzimy się do życia, rozkwitamy z nowymi pomysłami, lato – pełna kreacja, praca, wzrastanie, radość z naszych pasji, z gości przyjeżdżających do nas. Jesień – zwalniamy wraz z opadającymi liśćmi, gdy modrzewie zaczynają się złocić, a liście już opadną, wchodzimy w coraz większy kontemplacyjny stan ducha aby w listopadzie wyciszyć się całkowicie i zrobić sobie wakacje. Zima to czas skierowany do wnętrza nas samych  mało gości albo w ogóle, my przy ogniu, my w drodze po drewno, my brnący w śniegu a potem długi wypoczynek znów przy ogniu. Wszystko przykryte śniegiem, na zewnątrz rzadko pracujemy. Idealne alibi do niecnierobienia. Przekierowanie uwagi do wewnątrz to też przekierowanie uwagi na kreatywne działania intelektualne ale już nie fizyczne…..A potem powoli wraca wiosna i znów działanie, zanim jednak nastanie wiosna jest jeszcze przedwiośnie (no zdarza się w ostatnich latach), gdzie w kolorach sepii i szaroburości mamy czas prawdziwie długiej medytacji życia. To czas kontemplacji i jeśli nawet umysł zahaczy o melancholię czy smutek, jeśli przyjdzie płacz i nadmierna wrażliwość nad tym co w nas lub dookoła nas, to też dobrze bo dotknąć możemy w ten sposób najprawdziwszej prawdy o sobie. Przyroda nie zachwyca tak jak latem czy jesienią więc nie odbiegniemy nagle w kierunku radości, nie uciekniemy przed samym sobą. Szaroburość będzie przypominać nam o wszystkich co schowane gdzieś głęboko, poukrywane na dnie serca a gdy odkryjemy, to zacznie się robić coraz jaśniej w nas i czyściej a gdy to się stanie to zanim się obejrzymy przyjdzie prawdziwie piękna, kwitnąca wiosna na zewnątrz w przyrodzie i w nas samych a wtedy to czas już na zachwyt i  na kochanie bo to poprzez kwitnienie robi właśnie Natura. To czas na Miłość a my czyści, poukłada.ni i spokojni będziemy potrafili nie tylko być kochanymi ale i kochać innych dając im miłość….

Dlatego stojąc na straży szaroburości zachęcam do przytulenia jej do naszego życia, do akceptacji sepii barw naszych emocji, świata dookoła. Poza tym szaroburość to przecież codzienność w swej zwyczajności, która sama w sobie jest cudem  bo tu jestesmy, bo żyjemy, dlatego zwyczajność staje się nadzwyczajna a codzienność niecodziennym doświadczeniem magicznym bo życie to cud a cud to magia. Zatem współczesna magia i czary polegają na tym aby umieć ujrzeć każdy moment w jego najpełniejszej pełni, aby cieszyć się każdą najmniejszą sekundą życia, aby doświadczać życia takim jakim jest i przyjmować wszystko w spokoju.

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Berdo – mój nauczyciel
Następny wpis
Film o dźwiękach – czołówka