Tylko mnie kochaj. Luty miesiącem „samoMiłowania”

Tekst
Blog|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog|Terapeutka Gaja

 

 

 

 

Świat potrzebuje miłości. To oczywiste. Od miłości dorosłych do dzieci, zwierząt, roślin przez miłość i wybaczanie innym po bezwarunkową miłość dla całej planety. I choć to takie oczywiste i choć Miłość posiada niewyczerpalne i niekończące się źródło siebie samej, to właśnie tego dobra najwięcej wśród nas brakuje. A że luty to miesiąc Miłości, postanowiłam uczynić go nie tylko świętem zakochanych ale miesiącem SAMOMIŁOWANIA. Bo bez tego nie pokochamy innych….. Przytul siebie samego, przytul swego misia do serca…..Dołącz do mej terapeutycznej zabawy jeśli chcesz. Aby się dowiedzieć więcej, przeczytaj artykuł do końca.

W ostatnich latach wiele nauczyliśmy się o miłości jako ludzkość.
Ja sama przeszłam długą drogę do momentu, w którym zrozumiałam, że tylko miłość własna, do mnie samej może mnie wyzwolić i uczynić spokojną i szczęśliwą. Jakieś dziesięć lat temu kilka wydarzeń z mego życia ukazały mi prawdę o mnie, ukazały, że tylko kochając siebie, mogę stworzyć zdrową i mądrą relację z drugim człowiekiem. Ratując siebie, odnajdując szacunek do siebie samej, zyskałam nową przestrzeń i zrozumiałam, że tylko w takich warunkach mogę nauczyć się kochać innych. Bez miłości własnej, tworzyłam jedynie atrapy relacji opartych na wzajemnych oczekiwaniach, żądaniach i kompromisach. Bo przecież nie kochając siebie, nie szanując swojego życia, ciała, emocji i uczuć choćby najmroczniejszych, nie wiem, czym jest miłość. Skoro jej nie daję sobie i jej nie doświadczam, to jak mogę dać światu coś czego nie posiadam. Przeczy to jakimkolwiek prawom fizyki. Możemy to nazywać jak chcemy „selflove”, „samokochanie”, „samoMiłowanie”, (wymyśliłam te określenia przed chwilą i chyba będę z nich regularnie korzystała) pokochanie wewnętrznego dziecka przez dorosły aspekt we mnie, akceptacja wewnętrznego mroku. Nazwa nie jest ważna, ale proces, którego na drodze dokonujemy już tak.

 

Nikt nas przecież nie uczy jak kochać drugiego człowieka a co dopiero siebie. Od stuleci próbują to robić religie i nasze rodziny. Wszyscy robią to jak potrafią ale po drodze przekazują nam swoje stare wzorce, lęki i obawy. Uczymy się chodzić, jeść, prosić o pomoc (przynajmniej niektórzy z nas), uczymy się jak zdobywać wiedzę, jak ćwiczyć ciało i umysł, ale nie uczymy się miłości.
Nie wiemy jak budować prawdziwe, szczere i mądre relacje z drugim człowiekiem. A nawet jeśli wychowujemy się w pełnej empatii i otwartości wyrażania uczuć rodzinie, to rzadko kiedy wiemy jak pokochać siebie. Owszem znam osoby, które w dzieciństwie były pępkiem wszechświata i mówiono im nieustannie, że są cudowne, piękne doskonałe i utalentowane i rzeczywiście wyszły na tym lepiej, niż niejedno inne tresowane dziecko. Świat ocenia ich często jako próżnych narcyzów, zapatrzonych w siebie. I jak zawsze w życiu ważny jest umiar. Jeśli wychowujemy się w przekonaniu o swojej nadludzkiej mocy, o cudowności, jeśli rodzice na każdym kroku wzdychają na nasz widok podziwiając nasze pierwsze kroki gdy uczymy się chodzić, nasze świadectwa z czerwonym paskiem, wygrane olimpiady naukowe albo sportowe, rośnie w nas mit o naszej wyjątkowości. I choć jeśli ta miłość jest tylko powierzchowna, nastawiona na ułomne, ludzkie ego, to i tak niezły pancerz można sobie stworzyć na dorosłe życie. Z tym obrazem jest łatwo wejść w świat i zdobywać szczyty show-biznesu, nauki, podróżować, uczyć się, rozwijać bez przeszkód. Ale łatwo też spaść z piedestału bo w takim wychowaniu brakuje solidnych podstaw nauki porażek. Jeśli nie umiemy upadać, znosić krytyki innych, narcystyczna osobowość poniesie sromotną klęskę i z dużym prawdopodobieństwem będzie wysiadywać swoją dziurę w terapeutycznej sofie przez następne lata albo sięgnie po używki lub co akurat będzie z nią rezonować. Ciężko będzie też jej zrozumieć czym jest empatia i w ogóle obce będzie ją poczuć w sercu.

Zaś osoby, które uczone są innych skrajnych postaw – myśl o innych, najpierw zajmij się siostrzyczką czy braciszkiem, potem nałóż sobie jedzenie. Jak posprzątasz, to się pobawimy itd. Słysząc takie komunikaty wyrasta się na osoby samodzielne, pełne empatii. Zosie Samosie rosną, dojrzewają, pomagają światu ale po drodze kolekcjonują mnóstwo własnych dramatów, na które składa się strach, gniew, żal, rozdrażnienie. Jednak nie umieją się nimi zająć, bo nikt ich nie nauczył, że w ogóle można to robić. A może w dzieciństwie takie dziecko słyszało, że zajmowanie się emocjami to przejaw słabości nie godnej wojowników. W moim dzieciństwie znane było powiedzenie „mazgaj” na określenie dzieci, które często płakały, bywały smutne i markotne i mało rzeczy im się podobało. Z perspektywy czasu dostrzegam, że były to głównie osoby nadwrażliwe na zewnętrzne bodźce, czułe na swoim punkcie i po prostu delikatnej natury. Im bardziej były sobą, tym bardziej słyszały, że maja tego nie robić czyli mają się „nie mazgaić”. Nie można się dziwić, że osoby typu „mazgaj” postanowiły zastosować mechanizm obronny i na kolejne lata zamknąć się w swoim pancerzu aby się chronić przed kolejnymi atakami i ocenami. Często więc przestawały czuć w ogóle, nie pozwalając sobie okazywać jakiekolwiek uczucia zwłaszcza, jeśli miałyby być odczytane przez ludzi z zewnątrz. I tak zrzucane, niechciane emocje mazgaja po latach magazynowania ich w ciele, w głowie i w sercu skutkują potem chorobami serca, zaburzeniami neurologicznymi czy innymi chorobami, którymi wcześniej czy później trzeba będzie się zająć.


Czasem dziecięce serca są tak zranione z powodu niekochania w dzieciństwie, że zamykają się na miłość własną i innych na wiele lat i zrozumiałym staje się problem w życiu dorosłym z wybaczaniem i z kochaniem innych o sobie nie wspominając.
Jest tak wiele modeli wychowania nas jako dzieci, tak wiele odmian ludzkiej, ułomnej miłości. Jest miłość i bywa jej brak. Są mądre, piękne pełne empatii relacje rodzinne i jest jest całkowite przeciwieństwo w ignorancji a nawet w przemocy. Wychowujemy się w różnych domach i różnych warunkach pośród rozmaitych, często sprzecznych wartości. Dorastając nieświadomie kopiujemy stare zachowania, programy i schematy myślenia.
Idziemy w świat wyposażeni we wszystko to, czego nauczyli nas w dobrej wierze rodzice, szkoła, bliscy i przyjaciele. Jako dorośli lawirujemy między skrajnym narcyzmem, egoizmem poprzez bycie wytresowanym szarakiem bez własnego zdania a szlachetną i poświęcającą się dla dobra świata osobą, która chce wszystkich zbawić, naprawić, uzdrowić począwszy od rodziny, przyjaciół a skończywszy na całej planecie Ziemia albo i dalej na Wszechświecie jeśli otwarty umysł i ambicje na to pozwolą.

Najbardziej popularnym modelem na naszej ziemi jest małżeństwo czy też relacja dwojga ludzi, którzy się zakochują w sobie i na fali tej miłości zakładają rodzinę. Ten model życia znany jest niemal każdemu z nas bo pojawia się w naszym życiu, życiu przyjaciół, w literaturze, sztuce i kinematografii. I myślimy często, że to jest miłość i że po to właśnie żyjemy aby takiej miłości doświadczać.
Miłość romantyczna, którą przeżywamy jako nastolatkowie pozostawia trwały ślad w naszych sercach. Pragniemy takiej miłości i w dojrzałym życiu. Szukamy idealnych partnerów albo bratnich dusz. Szukamy, zakochujemy się i spełniamy oczekiwania tych, których kochamy., Żądamy też aby nas kochali takimi jakimi jesteśmy. Niekiedy zmieniamy się dla partnerów.
Ale czy kochamy siebie? Czy kochamy swoje własne towarzystwo? Czy obdarzamy się czułością, troską, opiekuńczością?


Czy dotykamy nasze ciała, mamy z tego przyjemność czy może czujemy do nich odrazę? Czy dajemy sobie przestrzeń na to, aby robić to co kochamy, aby odpoczywać, robić sobie prezenty nie czekając aż ktoś uczyni to dla nas. Czy bardziej zależy nam na tym aby partner odgadywał nasze myśli, skryte emocje i pragnienia czy jednak sami je odkrywamy i dajemy sobie to, co najlepsze? Czy potrafimy zadbać o swój dobrostan, dać sobie tyle czasu ile potrzeba. Czy wybieramy pracę dla siebie czy dla kogoś? Czy poślubiamy partnera bo tak chcemy czy aby spełnić czyjeś oczekiwania?
Prawdą absolutną jest to, że bez ukochania siebie, nie możemy pokochać drugiego człowieka i zbudować z nim mądrej więzi opartej na szacunku i akceptacji. Tylko jak to zrobić? Zaznaczam, że choć nie czuję się ekspertką w tej dziedzinie to daję sobie niejako prawo do mówienia ze swojej perspektywy mych skądinąd bogatych doświadczeń i wiedzy. Bo choć półwiecze życia już prawie za mną i nie czyni to mnie wcale mentorem, to taka nutka mentorska niekiedy się we mnie odzywa. Chyba jednak najbardziej zależy mi na tym aby dzielić się własnymi przeżyciami na polu miłości a mam ich w zanadrzu sporo. Bo skoro byłam żoną, rozwódką, kochanką, przyjaciółką, doświadczyłam wieloletniego związku we współuzależnieniu, niekochaniu siebie itd., to już coś nie coś na ten temat wiem. A gdy do tego dodam setki przeczytanych książek, moją miłość do psychologii, dziesiątki godzin słuchania historii zranionych i porzuconych serc w mej bieszczadzkiej kuchni, to zebrało się tego materiału na warsztaty, książki i rozmowy.

Wymyśliłam na poczekaniu lutowy projekt „pokochaj misia”. Ten misio to jest nasze wewnętrzne dziecko, to ja, Ty, Wy w przeszłości ale i ja, Ty, Wy zranieni dzisiaj To wszystko to, czym nie chcę się teraz zająć. Propozycja terapeutycznej zabawy jest następująca. Maskotka, którą rzucaliśmy w kąt, bo jej nie lubiliśmy, przeszkadzała nam, kurzyła się niepotrzebnie będzie teraz dla mnie najważniejsza. Będę się o nią troszczyć jak mała dziewczynka o swoją lalkę. Będę ją ubierać aby nie było jej zimno, będę poświęcać jej swój czas i swoją uwagę, będę wobec niej czuła i kochana. Będę dla niej miła.
Postanowiłam w ten sposób zamanifestować święto Miłości, ponieważ z rozmów z wieloma osobami wiem, jak trudno jest niektórym powiedzieć samej sobie, samemu sobie : Kocham Cię, Kocham siebie. Taka miła choć odrzucona niegdyś w kąt maskotka może się stać z czasem gdy będziemy na to gotowi, nami, mną, Tobą, nim. Stanie się tą częścią w nas nielubianą, atakowaną przez innych a przede wszystkich przez siebie, osądzaną za swe niedoskonałości, zły charakter, krzywy nos, niecierpliwość, krytykowaną za inność. Warto pozwolić jej na bycie tym wszystkim, na wściekłość, zranienie, żal i smutek a polem patrząc jej głęboko w oczy dać wszystko czego potrzebuje. A to wszystko mieści się w słowie Miłość.
Dać troskę, wybaczenie, ciepło, swój wolny czas a przede wszystkim akceptację bo jest jaka jest, doskonała tu i teraz nie gdy się zmieni.  W dzieciństwie kto z nas nie lubił przytulać misia czy innej maskotki. Przypomnijmy sobie to uczucie i przytulmy swojego misia. Im bardziej sfatygowany, tym lepiej. To kwintesencja naszego życia, naszej przeszłości. Dużo łatwiej jest zastąpić starego misia nowym, zapomnieć, wyprzeć z podświadomości stare, przykurzone, bolesne emocje, które wracają gdy na niego patrzymy. Jednak oswajanie starych demonów, wspomnień w towarzystwie przybrudzonego misia, być może bez jednego oka albo z przyszytą ręką, to przecież dopiero my kompletni, my prawdziwi.
A potem gdy przyjdzie na to czas i będziemy gotowi na kolejny krok, przytulmy siebie do swego serca, zabierzmy naszego misia na nowo ukochanego do serca i stwórzmy mu świat taki jakiego pragniemy dla siebie. Spoglądając w lustro ujrzyjmy w nim siebie być może zranionego, skrzywdzonego, niekochanego. Zobaczmy i dajmy temu dziecku co jako dzisiejsi dorośli potrafimy. Dajmy swoją uwagę, troskę, czułość, szacunek i akceptację bo jest jakim jest -doskonałym teraz i zawsze takim doskonałym było nawet jeśli ludzie dookoła mówili coś innego.

Oto mój misio i różowy pled miłości, którym go otulam. Otulając misia, otulam małą Edzię, przytulając go, obdarzam go należną miłością, czułością i troską, na jaką zasługuje. Słucham, patrzę, nie oceniam, nie osądzam, nie daję rad ani nie feruję wyroków. Pozwalam jej być jaką chce być, jaką jest naprawdę. Patrząc na tego misia, nie widzę w nim szyldów, etykietek ani nawet cech charakteru czy osobowości, które przyklejano mu idącemu przez życie. Widzę go nagim, prawdziwym. Jeśli ktoś powiedział Ci w przeszłości, że jesteś niecierpliwy albo uparty a może brzydki a Ty w to uwierzyłeś, to spójrz teraz na swego misia. Co widzisz? Czy jest uparty a może brzydki? Czy cokolwiek jest z nim nie tak? A jeśli nawet nadal nie umiesz na niego patrzeć inaczej, niż przez pryzmat tamtych etykiet, to przytul go właśnie takiego brzydkiego, pomarszczonego, może „wypelichanego” (jak mówi Pavol), przytul go w całej prawdzie…..

Niech miesiąc luty stanie się miesiącem MIłości do Samych Siebie, nauki miłości własnej i odpowiedzialności za tę miłość.

Kochajmy nasze misie. Kochajmy siebie

 

Bosonogą Eyra, Kocham więc Jestem, Dwernik, Bieszczady 8.02.2022r.

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Kto to? Co to?
Następny wpis
Witariańsko zimą