Sylwestrowa amunicja

Tekst
Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog|Zwierzeta bieszczadzkie

Za nami Sylwester i mamy już kolejny, nowy rok. Zwyczajowo w tę szczególną noc a potem długo jeszcze po niej składamy sobie życzenia, nieśmiało wyrażamy marzenia i spisujemy plany na nadchodzący rok. Niekiedy dziękujemy za to, co minione. Przyznaję, że takie podsumowania ja sama staram się robić kilka razy do roku ale mym osobistym sylwestrem są urodziny. To dla mnie bardziej symboliczny dzień, niż 31 grudnia i niezwykle ważny. Żyjąc jednak w czasie linearnym w kulturze europejskiej, wyrywając ostatnie kartki z kalendarza, w mniejszym lub większym stopniu celebruję i nasz Sylwester (choćby przy kominku choć najczęściej pracując). W przeszłości lubiłam akcentować zmiany zgodnie z kalendarzami innych kultur, jak choćby Tybetańczyków, gdy w marcu protestowałam pod Ambasadą Chińską lub uczestniczyłam w innych wydarzeniach bliskich memu sercu a dotyczących mieszkańców dachu świata. Zachodni sylwester był dla mnie zazwyczaj zwykłym dniem, choć chętnie spędzałam go ze znajomymi. I Tak łącząc Wschód z Zachodem, mój Nowy Rok zaczynał się aż przez 3 miesiące. Zaczynał się, trwał i długo nie kończył usprawiedliwiając brak planów na przyszłość.

Dzisiaj chciałabym podziękować wszystkim naszym gościom, którzy do nas przyjechali. Chcę podziękować Wam za Waszą empatię, wrażliwość i niejako milczące porozumienie, które spisaliśmy przed sylwestrem. Choć nie wspominaliśmy o naszych poglądach na ten temat, z wielką radością ujrzałam stare, poczcie zimne ognie w Waszych rękach.



Cieszę się, że nie było petard, huczących i głośnych ogni rozbłyskujących na niebie. Myślę, że najbardziej wdzięczne są Wam za to okoliczne zwierzęta żyjące w pobliskich lasach Otrytu oraz za rzeką i nasze poczciwe zwierzaki. Choć niestety z powodu szerzącej się mody na sztuczne ognie, petardy i inne iluminacje, nasza wieś również rozbłysła na wiele chwil a dodatkowo towarzyszył im ogromny hałas. Wielka szkoda.

Dotarłam do informacji, które mówią, że co najmniej raz w roku a na pewno raz na kilka lat mają miejsce eksplozje w fabrykach fajerwerków. Przy tych zaniedbaniach dochodzi do śmiertelnych ofiar. Tak było w Chinach w 2010r, również minionym 2017r. w Indonezji gdzie zginęło wiele osób a jeszcze więcej było rannych.
Osobiście nie widzę żadnego logicznego sensu w spieraniu instytucji oraz firm produkujących oraz sprzedających petardy i inne zabawki iluminacyjne. Przeznacza się fortuny na chwilową uciechę trwającą nie wiele ponad kilkanaście sekund Wyrządzając przy tym wiele szkód środowisku naturalnemu przez hałas, światła, zanieczyszczenia z powodu rozkładających się resztek pochodzących z piromańskich zabaw. Do tego zawsze co roku (wspominam jedynie o samym sylwestrze a jak wiadomo ta rozrywka jest popularyzowana wielokrotnie w ciągu roku) jest wiele rannych osób najczęściej w wyniku połączenia brawury, alkoholu i petard. Można byłoby te środki spożytkować o wiele sensowniej. To prawda, że rozbłyskujące na niebie światła potrafią wyglądać malowniczo. Jednak zakazałabym bezwzględnie stosowania takich pokazów na wsiach i w ich pobliżu. Dla zwierząt zarówno dzikich jak i domowych, to istna katorga. Ilość decybeli jakie dostają się do uszu zwierząt może być zabójcza. Huk wybuchu przypomina wielu zwierzętom odgłosy tradycyjnych wystrzałów myśliwych.
Zarówno petardy jak i sztuczne ognie są amunicją wykorzystywaną przez wojsko. Osobiście ani trochę mi się nie podoba, że pirotechniczne pokazy oraz sylwestrowy zwyczaj sztucznych ogni wykorzystuje militarne techniki do zabawiania ludzi na całym świecie. W teorii pozbawia się te „zabawki” ich niszczącej mocy pozostawiając jedynie huk i efekty świetlne. Jednak jak wiemy siła wielu petard sprzedawanych na ulicach i w zwykłych sieciach na półkach niemal z zabawkami dla dzieci, potrafi poważnie zranić a nawet zabić. Jak dla mnie to czyste wariactwo, wyrzucanie pieniędzy, niebezpieczna i nieekologiczna rozrywka.


Życzę sobie i otaczającemu mnie światu większej empatii do mieszkańców okolicznych lasów. W samym Parku Narodowym nikt raczej nie wpadnie na pomył aby wejść na Połoninę i zrobić pokaz ogni sztucznych ale tuż obok w jego otulinie jak widać wiele osób nie ma z tym problemu. Wielka szkoda. Wierzę jednak, że przy odrobinie dobrej woli i zwiększeniu świadomości wielu mieszkańców, ognie sztuczne będą znikać z bieszczadzkiego nieba. W ciągu roku nocą spadają nam leonidy, geminidy, kwadrantydy, perseidy i tysiące innych fantastycznych światełek – naturalnych, ekologicznych, bezgłośnych, pochodzących z kosmosu, gdzieś z wnętrza Wszechświata i to w dodatku za darmo. Wystarczy tylko zadrzeć głowę do góry.
Życzę wszystkim w tym roku wiele szczęścia, szczypty krytyki w to, co zastane, pozornie pewne i nieomylne, radości ze świata i ludzi wokół i przede wszystkim niekończącej się Miłości, która pomieści wszystko czego zapragniecie a nawet wiele więcej.



napisano w styczniowy wieczór 2018r.
p.s. ​A lektura na dziś, którą szczerze polecam: Serge Kahili King (wszystkie jego książki :-), można zacząć od Szamana Miejskiego)
Kolejnym piękny rok za mną. Był pełen magicznych spotkań, transformacji osobistych i świata dookoła mnie. Na przekór temu, co mówią niektórzy ludzie ja wierzę w dobro i światło, którego jest wokół mnie mnóstwo a przede wszystkim jest go cały skarbiec we mnie samej. Dlatego widzę nadzieję w tym świecie, naszej planecie i w ludziach i taki właśnie świat pełen dobra, współczucia i radości dziecięcej stwarzam….Bo doświadczyłam, że skierowując swą uwagę do serca, że dzięki mieszkającym tam potencjałom, mogę kreować rzeczywistość jakiej zapragnę czerpiąc z nieskończonego boskiego źródła Bezwarunkowej Miłości. Stamtąd pochodzą choćby tzw. cuda uzdrowień i jakoś ciężko mi ostatnio wychodzą życzenia „dużo zdrowia” a w ich miejsce życzę Wam zawsze Miłości. Dlaczego? Bo ta Bezwarunkowa Miłość, o której mówię posiada w sobie wszystkie najlepsze atrybuty jakie można światu podarować więc również zdrowie. Kilka lat temu uświadomiłam sobie w pełni, że choroba jako taka nie istnieje. Są tylko symptomy i informacje naszej duszy, która jeśli ma problem się z nami porozumieć a próbuje już długo na różnych poziomach, to w końcu bierze się za nasze ciało fizyczne i za przysyła nam osobisty list w postaci bólu lub innych somatycznych znaków, które my nazwaliśmy chorobą. Z tej perspektywy patrząc, gdy weszłam głęboko i rozpoznałam i przetłumaczyłam skierowany do mnie list (jeden, drugi i kolejne), rozpoczął się proces uzdrawiania, w którym wystarczyło przebaczyć sobie lub innym, pokochać jakąś część mnie lub świata, pożegnać się z czymś lub kimś i to tyle. I natychmiast następowało uzdrowienie choćby mojego kręgosłupa czy przeziębień, które od pięciu lat mnie nie odwiedzają, bo w końcu mam ze sobą dobry kontakt. To był długi, piękny proces. A teraz widzę to jeszcze inaczej. Tak naprawdę nie ma już nic do uzdrowienia ani u mnie ani u nikogo. W swym rdzeniu, w swej prawdziwej istocie, którą jestem, jestem pełna i doskonała. A gdy to poczułam każdą komórką mego ciała, każdym fragmentem mojej duszy, to uznałam w końcu uczciwie, że teraz już nie ma nic do uzdrawiania, nic do uleczenia. ani do wybaczenia. Miłość, której się oddałam jest autentyczna, prawdziwa i pełna. Jak więc mam uzdrawiać coś co jest doskonałe? Nie ma powodów aby zmieniać innych. Narzędziem zmiany jest Miłość. Tak proste a jednocześnie niezwykle skomplikowane w praktyce.
A co do kreowania świata dookoła mnie. W minionym roku byłam wdzięczna naszym gościom za niestosowanie sylwestrowej amunicji. Również w tym roku dziękuję naszym wspaniałym gościom za tę wysoką świadomość i poszanowanie uczuć wszystkich zwierząt dzikich i domowych ale nie tylko. Co prawda gdzieś za miedzą doszły do nas odgłosy świstów petard, które na chwilę zakłóciły spokój naszych zwierząt. To była tylko chwila i ta chwila uświadamia mi, że jeszcze gdzieś głęboko mam w sobie ja sama być może nierozwiązany problem z wojenną traumą. Bo ten odezwał się do mnie na wojskowym poligonie na Wyspach Kanaryjskich i odbił się delikatnym echem od sąsiadów w postaci fajerwerków. Mam tego świadomość i gdy w całości odpuszczę i pożegnam się z moją i mych przodków wojenną traumą, już salwy radości w postaci petard nie będą miały miejsca w Dwerniku a wierzę, że i w całych Bieszczadach. I każdemu z Was, który ma w sobie złość do tych, którzy w tym roku używali petard i innych ogni sylwestrowych pragnę życzyć, aby odnalazł w sobie to miejsce w sercu, tę ranę wojenną swoją czy przodków i wybaczył lub odpuścił radykalnie wypełniając tę przestrzeń Miłością, która rozpuszcza wszystko, nie złością, ocenianiem i krytyką, ale współczującą Miłością. I szybko zobaczycie jak świat dookoła Was przystosuje się do tej zmiany i sam się transformuje. Bo jak pięknie mówią Hawajczycy : „Nie jesteś winny, ale jesteś odpowiedzialny za to, co dzieje się dookoła Ciebie”. Gdy zrozumiałam czym jest ta odpowiedzialność i odnalazłam źródło zmian w sobie, świat mi z radością odpowiedział. Dziękuję więc za to zrozumienie wszystkim i wszystkiemu.
A w tym nowym roku, który będzie dla naszej planety z pewnością transformujący życzę Wam wszystkim autentycznego kontaktu z samym sobą, głębokich refleksji i rozpoznań ale i dziecięcej ekspresji, niewinnej radości, której mam wrażenie cała nasza Ziemia potrzebuje. Myślę, że to czas dzieci mniejszych i większych, od których przyjdzie nam się uczyć już wkrótce. Dlatego biegnę teraz na śnieg bawić się w nim beztrosko i radośnie nie zapominając Kim naprawdę jestem.
Spełnienia

Bosonoga – 1 stycznia 2020r.

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Człowiek i my…kocio – psia perspektywa…
Następny wpis
Styczniowa rewolucja…