Przestańcie mnie krzyżować – powiedział

Tekst
Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog

Od początku 2020r. towarzyszy mi piękna, cudowna, pełna mocy i miłosierdzia energia chrystusowa. Choć jest ze mną od prawie dwóch tysiącleci, to jakbym o niej zapomniała. Poczułam ją bardzo mocno w marcu minionego roku dokładnie wtedy gdy zaczął się medialny temat pandemii. Tamtej nocy usłyszałam głos, który mocno i wyraźnie niczym autorytet pełen wiedzy, pewności siebie a jednocześnie Miłości opowiadał mi o zmartwychwstaniu nowego człowieka i jego narodzinach, czym ono jest i że proces zmartwychwstania dotyczy każdego z nas i jest symbolicznym przebudzeniem wszystkich istot na Ziemi. Ukazał mi błędy w masowym myśleniu wynikające z pomieszania pojęć i rozdzielenia Boga i człowieka. A jeśli nie ma rozdziału między jednym a drugim, to również wszystkie stwarzanie cudów i powstanie z martwych może być w zasięgu każdego z nas i tak właśnie jest. My to zwykliśmy nazywać cudami. A naszą rolą jest te cuda na co dzień praktykować. Ukazano mi, że mamy czcić życie a nie śmierć, bo śmierci tak naprawdę nie ma. a boskie jest kochać a nie cierpieć. Pokazano mi, że traktowanie Chrystysa jako osobnego Boga, większego, mądrzejszego i piękniejszego, niż my sami jest pomieszaniem pojęć wynikających z błędnego używania słów. Bo przecież ten Bóg jest w nas, jest nami a my nim.
Zimą 2020 na Wyspach Kanaryjskich, ponownie ta energia budziła się we mnie wielokrotnie zalewając mnie czystością i klarownością postrzegania mej rzeczywistości. Była ze mną w samolocie, gdy nad Afryką poczułam zalewające mnie Światło i Miłość tak ogromną, że wydawało mi się, że od ich nadmiaru eksploduję…Tyle, że było to tak cudowne i tak pełne piękna, że niemal chciałam tej eksplozji doświadczyć. Jednocześnie za każdym razem tej energii towarzyszy ogromna ilość współczucia i czymś co chrześcijanie nazywają Miłosierdziem czyli aktywną formą współodczuwania. Współodczuwanie jest piękne, jest w nas, głęboko w sercu i zasiewa ziarenko pomocy innym, ale dopiero miłosierdzie jest okazaniem tej bezintereswanej pomocy w praktyce.
Chrystus na Krzyżu.
Wychowałam się w religii katolickiej. Jako osoba dorosła odchodziłam od kościoła i wszelkich religii tego świata aby w końcu świadomie i bez żalu porzucić je wszystkie. Obecnie nie czuję przynależności do żadnego kościoła na tej Ziemi i żadnego nie potrzebuję, ponieważ wszystkie ograniczały moją wolność, miłość i wiarę mego serca. Jednak proces wychowania w kościele katolickim oraz bagaż życia moich przodków w tym zakresie wyrył na mnie swoje piętno i aktywował wiele schematycznych programów opartych na kościelnych dogmatach. Zajęło mi trochę czasu aby bez poczucia winy je porzucić.
Jako dziecko nie rozumiałam dlaczego On wisi na krzyżu i dlaczego powtarza się ten gest ciągle i nieustająco. Dlaczego krzyżuje się Chrystusa od dwóch tysięcy lat w domach, kościołach wieszając krzyż a na nim Chrystusa. W dzieciństwie tłumaczono mi sens męczeństwa Jezusa a nauki kościoła zwracały mi cały czas uwagę na to, jak ważne jest to w naszym dziedzictwie. Choć intelektualnie pojmowałam tę ideę, moje serce nie mogło tego rozumieć. Gdzieś głęboko czułam, że każdy symboliczny krzyżyk jest przywoływaniem na nowo cierpienia Jezusa i namacalne tego fizyczne krzyżowanie przez każdego, kto ten krzyż wiesza. Napawało to moje dziecięce serce smutkiem. Samo patrzenie na krzyż wywoływało we mnie ból fizyczny i emocjonalny. Jako 16 latka poznałam pewien odłam chrześcijaństwa, w którym nigdzie nie było krzyży. Nie uznawano ich i nie przywoływano tym samym cierpienia Chrystusa i to wydawało mi się bardzo naturalne i zgodne z tym, co mówiło mi moje cerce. Poczułam ulgę. I choć całkiem niedawno otrzymałam lekcję pokory i skruchy w tym temacie, to i tak uwolniłam się od tego aspektu cierpienia w sobie. Pewnej nocy, dane mi było poczuć w sercu sens męczeńskiej śmierci i cierpienia wielu ludzi, którzy poświęcają się dla innych, w tym oddają swoje życie dla innych. Poczułam ułamek tej mocy poświęcenia jednych dla drugich i zrozumiałam, że nadal dla wielu ludzi symbol krzyża i aktu ukrzyżowania może być ważny i szanuję to. Wymaga to bowiem niesłychanej odwagi, siły i wiary w sens cierpienia. Czuję, że jednak ważne jest abyśmy świadomie postępowali używając pewnych symboli, pojęć i rytuałów, abyśmy nie stawali się ich niewolnikami tylko dlatego, że tak nas nauczono. Abyśmy uwierzyli w naszą, wewnętrzną moc wiedzy, która pochodzi z boskości a ta boskość jest w nas, nie trzeba odnajdywać jej na zewnątrz bo tam tak naprawdę jej nie ma. Ona nie istnieje poza nami, bez nas.
Dla mnie krzyżowanie Chrystusa jest za każdym razem wzmacnianiem poczucia winy każdego wierzącego, poczucia jego małości jako dziecka boga.
Będąc na Wyspach Kanaryjskich, na jednej z plaż, znów poczułam tę energię. Był grudzień, ciepły, słoneczny dzień nad oceanem a ja usłyszałam głos pełen dobroci i miłosierdzia, ale i bardzo stanowczy, który mówił do mnie:
Przestańcie się wreszcie biczować. Przestańcie cierpieć, chorować i unicestwiać się.
Zdejmijcie mnie w końcu z krzyża. Ja już zostałem ukrzyżowany raz. To się już stało. To jest przeszłością. Za każdym razem gdy mnie krzyżujecie, sami cierpicie. Skupcie się na życiu a nie na śmierci. Celebrujcie moje a tym samym Wasze zmartwychwstanie a nie ukrzyżowanie. Oddawanie czci aktowi samego ukrzyżowania, ponownie przywołuje do Was męczeństwo i cierpienie, bo moja śmierć była męczeńska, za Was wszystkich i dla was wszystkich, abyście zrozumieli, że wszyscy jesteście i żyjecie z Boga, w Bogu i z Bogiem. Jesteście nim jak i ja Jestem.
Sam symbol krzyża na poziomie energetycznym nosi w sobie obecnie bardzo duży ciężar historyczny. To męczeństwo miliardów ludzi i apoteoza samego męczeństwa.
Moja dziecięca wiara w Chrystusa była wiarą w Miłość, Radość i Piękno. Nie było tam miejsca na męczeństwo. Jeśli ktoś wybiera męczeństwo Chrystusa, tym samym wybiera własne cierpienie i je akceptuje i to jego wybór. Wybór każdego z nas. A moim prawem jest kochać Cię nadal. I kocham. Kocham Ciebie radosnego i kocham Ciebie rozgniewanego i cierpiącego i nie przestanę Cię kochać cokolwiek wybierzesz : wolność od cierpienia czy samo cierpienie.
Kocham więc Jestem

p.s. Tym artykułem „rozprawiłam się” sama ze sobą z kolejnym, religijnym aspektem mojego wychowania, które mnie ograniczało i trzymało w cierpieniu. Choć paradoksalnie dzięki wielu cierpieniom w tym życiu, tak wiele się dowiedziałam o sobie i tak wiele nauczyłam. Wiem jednak dzisiaj, że autonomia wyborów jest ważna. W dzisiejszych czasach nie trzeba cierpieć, chorować ani być męczennikiem aby się przebudzić. To moja osobista ścieżka Miłości, z którą nie każdy się zgodzi. A ja i tak Cię Kocham.



Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Pokora
Następny wpis
Plemię niebieskich ptaków