Plenerowe łóżka mego małego Wszechświata

Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog|stolarka|Wnętrza

Łóżka plenerowe. Każdy kto mnie choć trochę zna wie, że gdybym mogła to mieszkałabym na zewnątrz pośród przyrody przez cały rok. W ostatnich latach dzięki wydłużaniu części zimy i przebywaniu na wyspach kanaryjskich trochę tak jest. Jednak pozostała część naszej pięknej zimy zatrzymuje nas  w domu, wewnątrz, przy kominku. A poza tym z radością od wiosny do ziemi jestem i pracuję na zewnątrz jeśli inne obowiązki mnie nie popchną do środka. Już od dziecka kochałam wynosić meble na zewnątrz, w tym łóżka. Robiłam to jako dzieciak w rodzinnym Bełchatowie wynosząc po cichu wieczorem materac do spania na balkon. Robiłam to w warszawskich mieszkaniach o ile posiadały choć maleńki balkonik i w Krakowie. Tam miałam swoje dodatkowe, pełnowymiarowe łóżko na tarasie, na którym lubiłam również spać. W starym domu pod Krakowem drewniane łóżka były stałym elementem mojego ogrodu. Dlatego nic dziwnego, że we własnym, bieszczadzkim domu, jedno. z pierwszych plenerowych mebli to było właśnie łóżko. Potem były kolejne naturalne z trawy, kamieni, drewniane, takie, na których kładę materace i takie, na które rzucę tylko matę i poduszkę aby odpocząć. Tutaj na Atlantyku są to murki albo łóżka stojące cały rok na zewnątrz. Rzadko jednak trafiam na miłośników tej formy wypoczynku co dziwne zważywszy na fakt, że ponad 330 dni w roku świeci tu słońce.

Gdy kolekcjonowałam swoje łóżka ale również hamaki te stworzone przeze mnie w Bieszczadach i te, które zaadoptowałam jako gość na wyspach, stwierdziłam, że większą radość sprawiają mi te polskie pośród bujnej, zieleni, kwiatów, w szumie drzew, niż te na plaż z widokiem na ocean. Choć kocham ocean, uwielbiam jego energię i moc, nadal podoba mi się egzotyczny charakter miejsc, w których wypoczywamy. Jednak tutaj na Fuercie jest bardzo mało naturalnej zieleni dlatego choć można bez obaw przed dzikimi zwierzętami czy zimnem lub deszczem spać na zewnątrz, to przyjemność sjesty w Bieszczadach jest ogromna i zastanawiam się czy nie większa, niż tutaj. Z pewnością plusem będą tutaj temperatury i słońce, dla których to między innymi przyjeżdżamy tutaj.

 

 

Nasz bieszczadzki, górzysty świat jest pełen kolorów, nasycony barwami czterech pór roku, piękny i bogaty. Ten atlantycki w pierwszych latach wydawał się być nieco egzotycznym. Dzisiaj gdy został przeze mnie oswojony nadal jest powiewa świeżością oceanicznej bryzy, choć już mniej zaskakuje. Kusi jednak co roku zimą ciepłem, wiecznym latem, słońcem, swą suchością, brakiem wilgoci, wulkanicznym pustkowiem  i nieskończonym niemal oceanem. Razem – bieszczadzki świat i atlantycka rzeczywistość połączone w miłosnym uścisku tworzą dla mnie i we mnie doskonałą całość. I to właśnie poczucie nieustającego bogactwa pragnę dla siebie zatrzymać aby móc również innym podarowywać.

Corralejo, Fuertaventura , 25 listopada 2023r.

 

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Czuć się piękną – koncept społeczny czy wewnętrzna prawda?
Następny wpis
Świeżość życia