Czuć się piękną – koncept społeczny czy wewnętrzna prawda?

Blog|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog|Terapeutka Gaja

Czuję się piękna. Chciałoby się powiedzieć, że zawsze, że jestem pełna akceptacji dla wszystkiego co we mnie ale to nie prawda. Pewnie w 90% tak właśnie jest ale gdzieś 10% mnie poddaje się społecznym kanonom piękna i dziwnym prawom rządzącym tym światem zwłaszcza gdy dookoła nas kobiety.i mężczyźni pędzą za ideałem fizycznego ale dzisiaj również i wewnętrznego piękna, korygują, poprawiają ciała, dokształcają swe umysły, rozwijają ducha, niszczą lub ujarzmiają ego i ścigają się z czasem oraz naturalnym procesem zmian, poznania. Jako kobiety jesteśmy poddawane testom i próbom i wystawiane na ocenę bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jednocześnie ja sama mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej lubię siebie , akceptuję swoje ciało, umysł i emocje bez względu na zmiany: iQ rozumu, świadomość duszy i fizyczny rozmiar ciała, który ulega w ciągu roku pewnym wahaniom skorelowanym z porami roku 🙂 . Bogactwa i obfitości nabywam wraz z jesienią wraz z malejącą lub zatrzymującą się w stagnacji świadomością duchowo emocjonalną, wczesną zimą mnie nieco ubywa w obszarze fizycznym wprost proporcjonalnie do rosnącej fali świadomości natury duchowej i energetycznej z racji zimowych wakacji. Potem bywa różnie w zależności od stopnia lenistwa i chęci życia w zgodzie z potrzebami ciała i ducha aby wiosną wraz z budzeniem się bieszczadzkich niedźwiedzi znów wejść do równowagi psycho duchowej i wrócić do mniejszej wersji siebie w sposób naturalny (poprzez pracę fizyczną i intelektualną, której jest nieco więcej, niż zimą). Nie jestem typem samozdyscyplinowanej osoby, która żyje idealnie zawsze. Mam swoje wzloty i upadki. Te drugie przyjmuję z czułością ale dodaję do niej szczyptę krytyki aby się zmotywować do działania jeśli sytuacja tego wymaga a wymaga wówczas, gdy zwyczajnie brak mi energii, na mojej twarzy rysują się konkretne zmiany, które świadczą o tym, że jakiś organ jest osłabiony albo po prostu nie czuję się spokojna tylko za bardzo pobudzona, rozgniewana lub rozdrażniona ewentualnie nie odbieram intuicyjnie znaków i sygnałów ze świata jak to mam wówczas gdy jestem świadomie i w pełnej obecności ze sobą połączona. Niekiedy warstwa nadmiernego tłuszczu stanowi dla mnie pancerz ochronny przed zbliżaniem się do świata lub jego problemów. Obecnie wzbogaciłam się o spory, dodatkowy, zimowy tłuszcz ochronny, który chwilowo nie jest mi już potrzebny. Stąd intensywniejszy wysiłek fizyczny i praktyka, którym sprzyja słońce i wysokie temperatury na wyspach, bo znów trwają nasze cudowne zimowe wakacje wyspiarskie.

Piękno kiedyś a piękno dzisiaj. Moja definicja piękna zmieniła się nieco w stosunku do tej, którą miałam w młodości. Dziś piękno wewnętrzne we mnie samej i w drugim człowieku jest ważniejsze, niż to na zewnątrz choć efektem aureoli znanym z psychologii nie unikniemy oceniania i zachwytu nad atrakcyjnymi osobami.

Czuję się piękna

Gdy patrzę wprost w zachodzące słońce, które pokazuje mi moje światło

Czuję się piękna gdy widzę siebie w oczach ukochanego

Czuję się piękna tuż po porannej praktyce jogi

Czuję się piękna gdy bieszczadzki deszcz albo bryza z nad oceanu odświeża mają twarz

Czuję się piękna gdy zwierzęta tulą się do mnie i okazują mi czułość a ja mogę dać im to samo.

Czuję się piękna tuż po masażu ciała, gdy moje rozluźnione mięśnie są szczęśliwe

Czuję się piękna gdy zaspana idę do kuchni po szklankę wody i spoglądam mimochodem w lustro widząc potargane włosy i zmarszczki na twarzy i czując jednocześnie, że właśnie nastał nowy dzień.

Czuję się piękna gdy daję sobie przestrzeń i czas na odpoczynek jak teraz na naszych wyspach….

Czuję się piękna gdy jestem obecna w danej chwili, świadoma siebie i tego kim jestem a kim nie jestem.
Czuję się piękna gdy przypominam sobie, że to ja sama na pewnym poziomie świadomości wybrałam siebie samą z tym ciałem, tą twarzą, zębami, włosami, skórą, oczami, charakterem, temperamentem

Czy chciałabym być młodsza i ładniejsza? Szczerze mówiąc – czasem tak – mogło być być miło….. ale z reguły – nie….
Życie sobie w młodym, nieskazitelnym ciele jest nęcące bo spotykamy się z zachwytem, akceptacją i pożądaniem tyle, że brakuje nam mądrości, samoświadomości i dojrzałości danej starszym kobietom. Zamieszkiwanie starszego ciała wiąże się z okrąglejszym brzuchem, niekiedy cellulitem, zmarszczkami na twarzy i szyi i wszystkimi tymi oznakami upływającego czasu ale jednocześnie znakami doświadczeń i mądrości. Dlatego kocham ten czas półwiecza, gdy ciało procesuje się i transformuje w swoim delikatnym tempie niespiesznie ale moje serce, dusza i umysł są młodsze, niż kiedykolwiek wcześniej i zakładam nieskromnie, że choć trochę mądrzejsze, niż wtedy gdy byłam nastolatką. Więc co bym ja dzisiaj zrobiła z młodym , jędrnym i pięknym ciałem jeśli głupiutki umysł by sobie w nim mieszkał? Jaki użytek zrobiłabym z nieskazitelnej skóry naciągniętej na wysportowane i szczupłe ciało jeśli skupiałabym się na mało istotnych rzeczach tego świata albo znów od początku przez wiele lat szukałabym spokoju, harmonii czy sensu życia?

Zatem naturalna kolejność rzeczy zwana przez niektórych starzeniem się ma swój sens. Sens ma wzrost mądrości i dojrzałości wprost proporcjonalna do rosnącej nieatrakcyjności ciała. Choć to ostatnie to tylko społeczny konstrukt w imię którego miliony kobiet poprawiają sobie urodę i próbują zatrzymać biegnący czas. To wybór każdej z nas i nie oceniam tego.

Wybór to klucz do wolności ważne aby był świadomy ale nie dokonywany aby spełniać oczekiwania innych. Pisze te słowa patrząc kątem oka na piękne, młode, wypielęgnowane ciała przechadzające się po plażach Fuertaventury. A gdzieś między nimi spacerują radosne, pełne energii i witalności, pomarszczone ciała 70 latków, które niejednokrotnie mają więcej sensualnej i witalnej prany, niż niejedni młodzi pełni kompleksów ludzie. CI starsi trzymają się za ręce, idą niespiesznie, powoli wpatrując się w słońce, cieszą się z małych rzeczy i śmieją głośno ale nienachalnie niczym dzieci. Ci młodsi pragną być zauważeni krzykliwym strojem, pięknym bikini, spod którego krzyczy najnowszy tatuaż. Symbol buntu albo krzyk zaznaczania swojej inności poprzez bycie tak naprawdę takim samym jak inni. Najmłodsi koniecznie epatują jasnymi fryzurami – nawiązującymi balejażem do hawajskich surferów. Starsi ukazują dumnie i życzliwie swoje srebrzyste, anielskie włosy, których delikatność przybliża ich do eterycznych, nieziemskich braci i sióstr. Usta najmłodszych dziewcząt wypełniają kwasy, botoks czy co tam obecnie się wstrzykuje w skórę choć i tak tak wiele mówią i krzyczą do innych bo nie łatwo im milczeć. Seniorzy nie mają potrzeby wiele mówić a ich usta zapadają się do delikatnie środka za to z oczu patrzy im mądrość. Milcząca, częsta pełna pokory i zrozumienia mądrość.
Oczywiście to kolejny schemat społeczny konstrukt, który tutaj opisuję bo oczywiście wśród 70 latków i starszych spotykam przecież krzykliwych, zarozumiałych czy też zoperowanych wszerz i wzdłuż kobiet i mężczyzn, a wśród młodych ludzi -pięknych fizycznie a do tego mądrych i bardziej dojrzałych, niż ich pesel na to wskazuje.

Generalizując jednak żyjemy w czasach gdy piękno zewnętrzne staje się towarem luksusowym, pożądanym niezależnie od wieku, produktem podlegającym przeróbkom, obróbce ze skrawaniem, cięciem i tarciem aby uzyskać nieskazitelny obraz pasujący do sprzedawanego w mediach wszelakich ideału.

Nie będę więc dzisiaj pisała o wewnętrznym pięknie, o tej iskrze, która mieszka w każdym z nas niezależnie od płci, wieku i atrakcyjności, bo cokolwiek nie napiszę będzie to tylko kolejny konstrukt. Jednak kilka słów napisze. …. A jednak nie powstrzymam się 🙂

Ta iskra to dla mnie esencja życia, to poznanie po co tu jestem na ziemi, dlaczego i kim naprawdę jestem. To poczucie, że krew i limfa, które w nas płyną są przekaźnikiem energii życia i stwarzania rzeczywistości. To świadomość, że każdy nowy włos, zabliźniająca się rana na skórze, odrastający paznokieć, każda łza i każda kropla potu są cudem życia i manifestacją odradzania się nas dzień po dniu na nowo w naszej pięknej, człowieczej roli, w tym konkretnym, niezwykłym ciele, nie lepszym, nie innym ale tym właśnie, które zamieszkaliśmy i które sobie wybraliśmy czy też jak kto woli zostało dla nas wybrane. To moc doświadczania swojej własnej energii poprzez ruch, kreację, sztukę, pracę, to wreszcie świadomość nieśmiertelnego oddechu, który choć pozornie się kończy wraz ze śmiercią ciała, dla mnie samej ten oddech trwa ponad fizycznością, ponad astralem, we wszechświecie. Z tego oddechu powstają mgławice, nowe galaktyki i nowe światy. Ale przecież z reguły tego nie pamiętam i dlatego tu jestem w tym ciele pięknym, nie pięknym, delikatnym lub nie, ze skazami lub bez ale moim, danym mi na to właśnie życie.
Doceniajmy piękno, dostrzegajmy je w sobie i na zewnątrz bo tak czy siak to my nim jesteśmy a ono nami. Tak po prostu.
Z miłością a może bardziej akceptacją tego co jest i jakim jest …….

 

Bosonoga, 16 listopada, Fuertaventura

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Szeroka i wąska perspektywa.
Następny wpis
Plenerowe łóżka mego małego Wszechświata