Bieszczadzka toaletka

Blog|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|stolarka|Wnętrza

Przygotowując się do sezonu letniego, powoli sprzątamy, odnawiamy i remontujemy to co wymaga odświeżenia. Jednocześnie robię miejsce i przestrzeń do własnej działalności, co w konsekwencji wiąże się z budowaniem przeze mnie nowych miejsc albo przerabianiem starych. Ponieważ w szczycie lata jest więcej pracy, niż zwykle, postanowiłam zrobić dla siebie dwa kąciki do pielęgnacji bo na tą latem nie przeznaczam zbyt wiele czasu. Aby samą siebie do tego zachęcić, przeniosłam swoją toaletkę z łazienki do sypialki a w łazience postanowiłam zrobić nową, malutką, podręczną tak abym mogła tam przysiąść chociaż na chwilę po porannym myciu zębów i języka. Ponadto swą relacją dowodzę, że bieszczadzkie kobiety przeglądają się w lustrach, wcierają też niekiedy w twarz różne mazidła nie zawsze robione ręcznie w plenerowej kuchni. Ja przynajmniej do tych kobiet się zaliczam i choć nie spędzam wiele czasu kontemplując swój wizerunek, lubię ten czas gdy masuję rano twarz albo wcieram domowe oleje czy kremy. To czysta, hedonistyczna przyjemność a kącik z toaletką mi tę celebrację chwili ułatwia. A że kocham lustra zwłaszcza umieszczane na zewnątrz (aby odbijały piękną przyrodę), to zamiast kupować nowe, sięgnęłam po swój zapas pociętych szkieł lustrzanych i w ciągu niespełna 3 godzin gotowe były zarówno lustro jak i toaletka.  Gdy zaprosiłam Pavla do łazienki  zdziwił się i zapytał, czy wszystko to zrobiłam teraz? Słowo „teraz” zawierało w jego przypadku pracę przy komputerze i zrobienie sobie obiadu. W tym czasie ja zrobiłam tę stolarską pracę i zdążyłam ją uwiecznić na fotografiach. Niby Pavol przyzwyczaił się do mojego tworzenia i faktu, że w ciągu 3 godzin jestem w stanie wykonać spory remont, postawić nową ścianę a co dopiero wykonać mały mebelek, ale i tak nadal spotyka się to u niego ze zdziwieniem. Rama lustra powstała z odpadu struganego drewna bukowego i jakimś cudem udało mi się wykorzystać niemal każdy centymetr kwadratowy tej deseczki nie licząc wiórów pochodzących ze szlifowania i kilka płatów drewna od wyrzynarki gdy nadawałam figlarny i nierówny kształt mojej pracy. W całość ramy wtarłam płyn do postarzania drewna a na koniec zabezpieczyłam naturalnym woskiem. Przed impregnacją, zeszlifowałam miejscami farbę tak jak lubię aby uzyskać jeszcze bardziej rustykalny efekt. Tym razem nie filmowałam swojej pracy więc pozostaje mi i Wam jedynie krótki opis mojego twórczego procesu.

Sama toaletka została wykonana przeze mnie w tempie ekspresowym. Stary blat z mojego biurka plenerowego (zrobiony przeze mnie kilka lat temu), przycięłam, podłożyłam kolejną grubą półkę z reszty blatu (tym samym znów niemal nie było żadnych resztek), zamontowałam nogi (tych mam jeszcze zapas z poprzednich moich prac) i toaletka prawie gotowa. Zostaje jeszcze kilka kosmetycznych prac natury rzeźbiarskiej aby wykończyć niedoskonałości, które tradycyjnie głównie ja dostrzegam. Aby toaletka była bardziej praktyczna, wykorzystałam stary pojemnik na wina, wyczyściłam go, pomalowałam i zamontowałam ceramiczny uchwyt aby pasował do pozostałych mebli w łazience, które montowałam w minionym roku. Toaletka gotowa. Pomyślę jeszcze wkrótce o nastrojowym świetle. Tymczasem jest miło, kobieco a jednocześnie bieszczadzko i to co najbardziej lubię – stolarka z resztek.

I jak zwykle cały proces twórczy sprawił mi ogrom radości i nawet nie zdążyłam przebrać się w robocze ubrania tylko tradycyjnie cięłam, szlifowałam i malowałam w sukience :-). To co zawsze mnie porusza w tej pracy, to oprócz czystej przyjemności kreacji – tworzenia czegoś użytecznego a jednocześnie ładnego z kawałka drewna, to dawanie kolejnego życia materiałom, które wykorzystuję. Zatem jak już kiedyś napisałam – to życie po życiu drewna. To nieustający proces przeobrażania się drzewa w drewno a potem w mebel a potem w kolejny i kolejny….To niezwykle podniosła chwila móc uczestniczyć w tym procesie przeobrażania się i tworzyć, nadawać kształt, strukturę, kolor a przy okazji tworzyć to, co wcześniej sobie wymarzyłam i wymyśliłam bez ograniczeń i barier.  Lubię ten moment, gdy śni mi się coś – obraz, płaskorzeźba albo mebel, potem rankiem schodzę na dół, oglądam deski dotykam ich a te już do mnie przemawiają – weź mnie. To biorę a potem już tylko wióry lecą a ja bawię się przy tym cudownie. A do tego ten zniewalający zapach drewna…..

Bosonoga, Dwernik, Bieszczady 17.04. 2023.

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Skok w przyszłość aby pobyć w teraźniejszości
Następny wpis
Bieszczadzkie plenery zajęć z BosoNogą