Kuchnia bieszczadzkiej Wiedźmy

Tekst
Blog|Ciemność|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Nowy Blog

Wczoraj w jedno kreatywne popołudnie transformowałam jakieś 20 metrów kwadratowych plenerowej powierzchni na tyłach domu. Zbudowane przeze mnie na zimę schowki na drewno i narzędzia, które z czasem stały się schowkiem rzeczy przeróżnych, uprzątnęłam. Wszystko na nowo znalazło swoje miejsce. Schowek na narzędzia przerobiłam w innym miejscu, gdzie zbudowany był przeze mnie kilka lat temu. Niestety pod nieistniejącym tarasem robi się nieciekawie, bo już wkrótce trzeba będzie rozebrać końcówkę tarasu z powodu śmierci drewna, która nieubłaganie nadchodzi. A że na tę chwilę inwestycja nowego tarasu nie wchodzi w grę, postanowiłam nieco podrasować stare i tchnąć w to nieciekawe miejsce trochę życia. To dla mnie ważne, bo jestem jak kot. Rankiem lubię otworzyć okno balkonowe sypialki i wyjść do swego mini ogrodu z hamakiem gdzie wita mnie poranne słońce. Po południu zaś w ślad za moimi kotami lubię przesunąć się na płd. Zachodnią stronę domu właśnie pod nieistniejący taras. Choć nie robię tego zbyt często z racji wielu prac w Dolistowiu, to staram się wykorzystać każdą minutę a nawet sekundę aby nacieszyć się urokliwymi miejscami, które sama stworzyłam. I tak w to magiczne, słoneczne popołudnie, zrodził się pomysł w mojej głowie szybkiej kuchni plenerowej. Z jednej strony wydaje się ten pomysł być absurdalny ze względu na fakt, że obecnie niemal nie gotuję. Moje witariańskie życie kwitnie, ale zdarza mi się od jakiegoś miesiąca zjeść coś gotowanego a z jeszcze większą radością ugotować coś do Pavla lub przyjaciół. Dlatego zbudowałam stół a potem jeszcze jeden do kuchni pod zadaszeniem. Zamontowałam element współczesny kuchenkę gazową budując dla niej stół a obok kolejny. I naiwnie myślałam, że na tym się skończy, ale jak to u mnie bywa, proces kreacji trwał. Oprócz tego jest oczywiście przenośne ognisko, mój trójnóg, na którym mogę powiesić żeliwny kocioł, który pomieści wiele ziół i warzyw. Zrobiłam nową ścianę, zdemontowałam kilka belek. Przeniosłam drewno na rozpałkę w nowe miejsce jakieś 2 metry sześcienne. Naprawiłam swoją wiatę na drewno i postanowiłam, że tutaj stanie jeden z moich kredensów. I tak się stało. Jako, że czerwiec to pełen urodzaj kwiatów i ziół, zerwałam pokrzywy, kwiaty czarnego bzu i wiele innych ziół oraz kwiatów, które od razu suszyły się na słońcu. Nocą rozpaliła ognisko i spaliłam w nim ceremonialnie trochę ziół z mojej łąki i wzięłam się za robienie naparu z kwiatów bzu. Gdy skończyłam pracę gdzieś przed 22 ą montując jakiś cudem plenerowe łóżko pod zadaszeniem, bo łóżka do odpoczynku wszędzie mają być, poczułam jak wzmacnia się mój potencjał wiedźmy. Kociołek na napar z kwiatów bzu grzał się na ogniu, zioła suszyły się, świece były zapalone a do tego to zaledwie dwie doby od pełni Księżyca. Dodam tylko, że w środku nocy księżyc oświetla właśnie moją plenerową kuchnię.

I choć moją ścieżką ostatnich lat jest nie gotowanie bo uwolniłam się od niego już kilka lat temu a moją drogą jest dalsze uwalnianie się od konieczności przyjmowania fizycznych pokarmów, to jednak radość jaką sprawiło mi to miejsce była wspaniała.

Mogę tutaj przyrządzić napar z ziół, zrobić kawę, ugotować dla bliskich obiad czy śniadanie. Dla mnie kwintesencją szczęścia jest móc mieszkać na zewnątrz stąd moje uwielbienie łóżek plenerowych a teraz plenerowa kuchnia z jadalnią i łóżkiem na sjestę.
Z nadzieją, że nie raz skorzystam ze swojego mieszkania pod chmurką czy też pod gwiazdami.

 

 

Bosonoga Eyra, 16 czerwca 2022r. , Dwernik Bieszczady

 

 

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Jestem Pełnią.
Następny wpis
Wiosenne przebranie z bzu. Męska a żeńska energia.