Co knuje umysł? Witariańska przypowieść. Nie wszystko czego pragniemy jest tym, czego potrzebujemy.

Blog|Eko zycie|Filozfia wiejskiej gospodyni domowej|Holistyczne uzdrawianie|Nowy Blog|Terapeutka Gaja|Witarianizm
Na dobranoc albo dzień dobry jutro podzielę się z Wami krótką przypowieścią z mojego wczorajszego dnia. Wracałam bardzo późnym wieczorem od koleżanki, która mieszka pod Warszawą do moich rodziców. Otrzymałam telefon, który mnie nieco zestresował. Miałam za zadanie dostać do się do miasta w pół godziny a oglądałam właśnie magiczny zachód słońca nad Narwią (poniżej zdjęcie). Jakimś cudem dojechałam na czas, ale emocje rozdrażnienia wzięły nade mną górą i miałam ochotę natychmiast, bez żadnego zastanowienia się zjeść coś słodkiego, coś czego zwyczajnie nie jadam ale co kojarzy mi się z zabawą, czystą przyjemnością i radością. Za dwie minuty zamykany był sklep. Wpadłam tam jako ostatnia klientka i wiedziona zwierzęcym instynktem, kierowana zapachem bułek pobiegłam do regałów z pieczywem i ciastkami. Jakieś było moje zdziwienie gdy okazało się, że wszystkie regały ciągnące się przez jakieś sześć metrów długości były opróżnione. Na jednej z półek leżały samotne trzy babeczki czekoladowe (nigdy jakoś za nimi nie przepadałam). włożyłam do nich rękę ale zatrzymała mnie folia spożywcza, potem jej kolejna warstwa i kolejna. Już miałam rozrywać te opakowania na strzępy, gdy uświadomiłam sobie wariactwo całej tej sytuacji. Wzięłam oddech, potem kolejny i uświadomiłam sobie,, że widocznie mam niczego takiego nie jeść, bo wcale nie jestem głodna, to nie doda mi energii a przyjemność będzie chwilowa. Mimo to pobiegłam jeszcze po kolejne koło ratunkowe do lodówki z wegańskimi produktami. Szukałam parówek z tofu (mój emocjonalny narkotyk z przed lat) – oczywiście nie było a potem jeszcze niczym psi dedektyw próbowłam wywąchać mój odkryty jakiś czas temu serek z oleju kokosowego. Oczywiście – brak, zdematerializował się. Wzięłam kolejny oddech, zamknęłam lodówkę. Ochroniarz gasił już światła w supermarkecie a ja śmiejąc się ze swoich nieudanych polowań wyszłam w deszczową, warszawską noc w kierunku osiedla mojej rodziny. I bardzo szybko sobie uświadomiłam, że wszystkie znaki na ziemi i na niebie wspierały mnie jak zwykle na mojej ścieżce jedzenia, która służy mi jak najlepiej a ja wcale niczego miałam nie jeść skoro nie byłam głodna a to tylko ciało emocjonalne domagało się jedzenia. Po wejściu do domu, wypiłam szklankę wody i zjadłam miseczkę malin (nie z powodu głodu, bo jego nie było) alby nakarmić swoje emocje rozdrażnienia. Bo to nie był ani przez chwilę głód fizyczny ale głód emocjonalny. A moje wbiegnięcie do sklepu było zachowaniem typowo kompulsywnym. Wielokrotnie widziałam i nadal widzę, że mnóstwo naszych zachowań jest wlaśnie kompulsywnych od zakupów jedzenia, rzeczy poprzez gromadzenie rzeczy niepotrzebnych czy kompulsywny ruch lub pracę…….

Udostępnij artykuł na:

Poprzedni wpis
Natura – erotyczna relacja
Następny wpis
Jedząc oczami