To już wspomnienie, bo wyjazd miał miejsce we wrześniu, ale może właśnie teraz jest najlepsza chwila aby opisać swoje wrażenia z tamtego pobytu. Wrzesień jak co roku niezmiennie od co najmniej 10 lat jest dla mnie niemalże świętym miesiącem zwłaszcza jego pierwszy tydzień. Z prostej przyczyny. To 8 września przyszłam na świat i odkąd uświadomiłam sobie jakim darem jest samo Życie celebruję swoje urodziny jak najlepiej potrafię. To był dla mnie zawsze ważny czas – data urodzin i czas przed oraz tuż po…..W ostatnich latach przerabiałam różne modele celebrowania tego święta – samotnie w pustelniach, pośród przyjaciół przy stole pod Lipą, w górach z termosem w ręku i arbuzem w plecaku, tylko z Pavlem, z rodziną i bliskimi, z naszymi gośćmi i przypadkowymi osobami, które przyszły do domu. Każde z tych wydarzeń było inne i niepowtarzalne. Nadal lubię kilka dni przed urodzinami spędzać czas samotnie, pustelniczo, medytować albo być w naturze, najlepiej pośród kwiatów. W tym roku Pavol zrobił mi niespodziankę i miałam się ponownie po raz 51 narodzin na szczycie Łomnickim w Tatrach. Dwa lata temu spędziłam tam kilka godzin swoich urodzin i to było niezwykłe przeżycie. Jednak tym razem kolejka górska została uszkodzona a sprowadzenie części zamiennych z poza Słowacji do niej miało potrwać. W związku z tym pozostawała nam jedynie wspinaczka wysokogórska, Nie wdając się w szczegóły zmieniliśmy plany a ja od razu pomyślałam o Podlasiu, które od jakiś pięciu lat jest w moim sercu (od czasu mojej samotnej podróży też urodzinowej do Radunina). Tym razem postanowiliśmy powrócić do Ziołowego Zakątka w Korycinach ale nie tylko spędzić tam dzień ale niemal tydzień. Większość miejsc była zajętych ale tak się złożyło, że zwolniła się chata na skraju lasu nazwana Mechatą Chatą. Nie dość , że mieszkaliśmy w niej sami, to dodatkowo zafundowałam sobie jednego dnia zabiegi spa ziołowe – masaż i kąpiel ziołową w klimatycznym SPA w ziemiance. Pobyt ten był niezwykły, spokojny, pełen aromatów tutejszych ziół i kwiatów. Każdego dnia idąc na śniadanie szliśmy ścieżką leśną, potem zagonami ziołowymi i drużkami pośród kwitnących kwiatów. Budynki tutaj przeniesione stanowią razem siedlisko pośród kilkunastu hektarów. Jest tu restauracja, domek różany z różanym ogrodem serwujący w sezonie wszystkie możliwe desery i napoje na bazie jadalnych róż, stodoła ze swojskim jadłem, gdzie dookoła biegają kury, gęsi, kaczki, koguty. Są sklepiki z ziołami, stary młyn, chaty, w których można zamieszkać i przenieść się do przeszłości, Jest dom, który jest muzeum ziół chrześcijańskich z przepiękną ekspozycją skansenową. Jest staw i małe sadzawki i oczywiście uprawy i plantacje ziół. Nie omieszkałam kilku zakupić i zasadzić u siebie.
Tymczasem dozując swoje przeżycia i niezwykłe obrazy z tego miejsca, publikuję kilka różnorodnych fotografii ilustrujących to miejsce i jego magię. Ziołowy Zakątek to na pewno ukłon właściciela w stronę swojej babci. która nauczyła go miłości do ziół i całej wiedzy o nich, ale to też szacunek do tradycji i powrót do prostoty oraz kłanianie się naturalnej mądrości Natury, która nie musi leczyć, bo wspiera zdrowie i harmonię gdy tylko o to poprosimy. Dla mnie to miejsce stało się szczególnym a tydzień spędzony z Pavlem na Podlasiu ukoił, utulił i rozmarzył.
Kolejny krótki reportaż z podlaskiego wyjazdu już wkrótce.
Do napisania
BosoNoga Eyra, Dwernik 30.10.2025 Bieszczady











































